Piłkarze IgnerHome Polonii-Stali Świdnica położyli na szalę wszystkie siły, zostawiając na boisku serce i hektolitry potu, a co najważniejsze urywając punkty faworyzowanej Baryczy Sułów, która posiada gwiazdorską, jak na ten poziom rozgrywkowy kadrę zespołu. Jeden z napastników sułowian strzelił niegdyś gola samej FC Barcelonie, lecz w Świdnicy ta sztuka mu się nie udała…
– Zacznę od wielkich podziękowań dla swoich zawodników. To jak podeszliśmy ambicjonalnie i z wiarą w końcowy rezultat do tego spotkania zasługuje na spore pochwały. Było to widać gołym okiem. Stworzył się zespół młodych chłopaków na dorobku i również tych, którzy mają, co nieco do udowodnienia. Nie przegrywamy z wielkim faworytem tej ligi i to cieszy. Dziś spotkanie nie było jakościowe. My, jak i rywale bardzo chcieliśmy, gra była rwana i po prostu mało było piłki w piłce. Jako klub mamy inne cele, rywal ma inne i z remisu musimy być zadowoleni. Liga nie próżnuje, każdy chce uciec od baraży i musimy zrobić ku temu kolejny krok już za tydzień. Przed nami ciężki, daleki wyjazd i musimy się dobrze do tego przygotować – komentuje trener IgnerHome Polonii-Stali Świdnica, Grzegorz Borowy.
Goście przyjechali do Świdnicy w bardzo mocnym zestawieniu. Od pierwszych minut w ofensywie trener Tomasz Horwat postawił między innymi na Piotra Grzelczaka (wcześniej m.in. Widzew Łódź, Lechia Gdańsk, Polonia Warszawa, Jagiellonia Białystok) i Pawła Wojciechowskiego (holenderskie Heerenveen, białoruski Szachtior Soligorsk, Zawisza Bydgoszcz, czy Ruch Chorzów). Ten pierwszy 11 lat temu jeszcze w barwach Lechii Gdańsk strzelił gola samej FC Barcelonie. W sobotę bramki sułowian strzegł Dominik Budzyński (Polonia Warszawa, Śląsk Wrocław, ŁKS Łódź), a w drugiej połowie na murawie zameldował się jeszcze choćby Jakub Smektała (Piast Gliwice, Ruch Chorzów, Zawisza Bydgoszcz). Na papierze faworyt był jeden, lecz biało-zieloni udowodnili, że na murawie nie grają nazwiska oraz piłkarskie CV, a liczy się serce, wola walki i przede wszystkim to, co dzieje się tu i teraz!
Goście przyjeżdżali do Świdnicy „z nożem na gardle”. Co prawda Barycz przełamała się tydzień temu, wygrywając 1:0 z Polonią Środa Śląska, lecz wcześniej zanotowała pięć kolejnych spotkań bez zwycięstwa (2 remisy i 3 porażki). Patrząc na potencjał kadrowy, czwarte miejsce i to ze sporą stratą do lidera można było przed startem pojedynku w Świdnicy uznać raczej za mało satysfakcjonujące. Wydaje się, że świdniczanie po sobotnim starciu definitywnie przekreślili szanse Baryczy na włączenie się do walki o tytuł mistrzowski i awans na szczebel makroregionalny.
Barycz miała co prawdę przewagę w posiadaniu piłki, częściej się przy niej utrzymywała, konstruowała akcje, ale brakowało tego co najważniejsze, czyli celnych strzałów na bramkę strzeżoną przez Bartłomieja Kota. Gospodarze grali ofiarnie, byli zdeterminowani i kapitalnie realizowali założenia taktyczne. Po prostu nie pozwalali przeciwnikom na zbyt wiele, świetnie spisując się w defensywie.
Pierwsza połowa była rwana, sułowianie próbowali atakować, lecz świdniczanie nie pozostawali dłużni, potrafiąc przenieść ciężar gry na połowę przeciwnika. Już w 3. minucie groźnie uderzył z dystansu Mateusz Mojka, a kilkanaście minut później bliski wygrania pojedynku biegowego z Dominikiem Budzyńskim był Dominik Misztal. W 26. minucie miejscowym należał się rzut karny, a błąd popełnił ewidentnie najsłabszy tego dnia na boisku sędzia Parysek z Kolegium Sędziów w Legnicy. Przedzierający się w pole karne Emil Migas był faulowany na linii pola karnego, a więc w obrębie szesnastki. Arbiter podyktował jednak tylko rzut wolny tuż zza linii 16. metra. Pod koniec pierwszej części gry przyjezdni przycisnęli mocniej. W tym czasie oddali jedyny celny strzał na bramkę. Uczynił do z dystansu Piotr Grzelczak, jednak skutecznie interweniował Bartłomiej Kot. W 44. minucie piłkę wyłuskał Dominik Jagielski, który ruszył z lewego skrzydła wprost na bramkę gości, ale… Ku zdziwieniu chyba wszystkich rozległ się po chwili gwizdek arbitra sygnalizujący faul naszego napastnika przy odbiorze piłki.
Po zmianie stron zdecydowanie groźniejsi byli przeciwnicy. Było sporo dośrodkowań, wymian piłki w środkowej strefie boiska, lecz defensywa biało-zielonych dyrygowana przez Bartłomieja Kota spisywała się tego dnia znakomicie. W 59. minucie rywale stworzyli sobie najgroźniejszą okazję do zdobycia gola. Wtedy do z dystansu huknął Mateusz Stempin, obijając poprzeczkę miejscowej bramki. Dobijać futbolówkę do sieci próbowali jeszcze Piotr Grzelczak i Paweł Wojciechowski, ale ofiarnie interweniujący świdniczanie zażegnali niebezpieczeństwo. Biało-zieloni próbowali się odgryzać, lecz cały czas stroną posiadającą inicjatywę, choć bez pokrycia byli przeciwnicy. W 82. minucie mieliśmy swoją piłkę meczową. Z kontrą znakomicie ruszył Mateusz Mojka, który „dziubnął” futbolówkę sprzed nóg rywala i ruszył na bramkę strzeżoną przez Dominika Budzyńskiego. Jego intencje, czyli próbę dogrania piłki do Niki Bidzinashviliego wyczuł bramkarz Baryczy.
Finalnie spotkanie pomiędzy IgnerHome Polonią-Stal Świdnica i Baryczą Sułów zakończyło się bez goli i jest to bardzo cenny punkt z wyżej notowanym rywalem dla biało-zielonych. Podopieczni trenera Grzegorza Borowego są niepokonani od sześciu meczów. Do wygranych z Moto-Jelczem Oława, Zenitem Międzybórz, Górnikiem Nowe Miasto Wałbrzych, Iskrą Księginice i Klubem Sportowym Łomnica, dołożyliśmy teraz remis z bardzo wymagającą Baryczą. W sobotę, 23 marca zagramy na wyjeździe z BKS-em Bolesławiec.
IgnerHome Polonia-Stal Świdnica – Barycz Sułów 0:0
Skład: Kot, Sowa, Ratajczak, Paszkowski, Misztal (80′ Chamerski), Filipczak, Witsanko, Przewoźny, Migas, Mojka (87′ Lisiecki), Jagielski (78′ Bidzinashvili).
Comments